Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

by w tym kierunku kończyły się katastrofą. Wyskakujący niespodziewanie, tracił swe miejsce w świecie i nie otrzymując innego, — nowa skóra w ciągu kilku dni odrosnąć nie może, — leciał wdół...
— O jakim świecie pan mówi? O burżuazyjnym?
— O każdym. Próżno się pani uśmiecha. Weźmy prosty przykład: człowiek popełnia zbrodnię, zabójstwo. Jeżeli je popełnia, powiedzmy, umysłowo chory, popełnienie zbrodni w stosunku do niego nie pociąga za sobą żadnych zmian w miejscu, zajmowanem przez niego w świecie. Umieszczają go spowrotem w zakładzie dla umysłowo chorych, w oczach społeczeństwa pozostaje on dalej obłąkanym, zostaje w swej skórze. Przypuśćmy, że to samo przestępstwo popełnił tak zwany normalny człowiek, ale człowiek określone zawodu: oficer. Zabił żołnierza, który go nazwał nieprzyzwoitemi słowami. W danym wypadku przestępstwo nie pociągnie za sobą żadnych konsekwencyj. Społeczeństwo, w skali wymierzonej dla oficera, przewidziało dla niego prawo zabijania ubliżających mu podwładnych.
— Mówi pan nie o każdem, a właśnie o burżuazyjnem społeczeństwie. U nas tak nie jest. Pana przykład z oficerem, potwierdza tylko tę różnicę.
— Nie chodzi o przykład. Przykład zamienić można innym. Chodzi o pewnego rodzaju milczącą konwencję między jednostką a społeczeństwem. Na tej konwencji oparta jest sama możliwość istnienia każdego społeczeństwa...
— Kochany kolego, — wtrącił się niespodzianie