Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/087

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, ale samo oskarżenie jest głupiem. Mógł poplątać, nie dać sobie rady, wkońcu, nawet źle pracować, ale nigdy nie uwierzę, aby świadomie w czemkolwiek chciał szkodzić budowie.
— Będziesz miała możność wypowiedzieć swe subjektywne zdanie. Niestety, u nas przyzwyczajeni są liczyć się z faktami, a faktów, nie obalisz żadną psychologją.
— Ależ to głupie oskarżać niewinnego człowieka! Kompromituje to tylko oskarżycieli.
— Spostrzegam, że inżynier Niemirowski znalazł w tobie nader energicznego i zręcznego obrońcę.
— Nie mogę wszak, tylko dlatego że z nim nie żyję, cieszyć się lub nawet milczeć, kiedy niewinnego człowieka, którego wady wszystkie ja doskonale znam, chcą wsadzić do więzienia, oskarżają o przestępstwo, do którego nie jest zdolnym. Byłoby to z mojej strony podłością.
— Tak... A wiesz, przypuszczają, że on świadomie podsunął mi ciebie i przymknął oczy, aby związać mi ręce.
— Nie wiem, od jakiego to czasu począłeś zwracać uwagę na to, co mówią szubrawcy. I jak to mógł Niemirowski mnie podsunąć? Cóż to ja, rzeczą jestem? I to mówi komunista!
— Na poprzedniej posadzie inżyniera Niemirowskiego sytuacja była identyczna.
— Nie wiedziałam, że zbierasz materjał, dotyczący moich poprzednich stosunków. Należało zwrócić się bezpośrednio do mnie, dałabym ci bardziej wyczerpujące informacje i z pierwszego źródła. Wszak