Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/071

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nił go następny. Wszyscy mówili jedno: niema maszyn, niema części zapasowych, maszyny psują się z potwornego kurzu i po kilku dniach pracy idą do remontu, niema jakichkolwiek znośnych pomieszczeń dla robotników, robotnicy uciekają, źle z aprowizacją, wczoraj cała zmiana odmówiła pracy, na odcinkach brak wody do picia, mnożą się wypadki zachorowania na malarję, niema materjałów budowlanych, nie przywieziono paliwa, wykonano osiem procent planu...
— Proszę o głos! — podniósł się mężczyzna, wielki jak przesada.
— To kierownik budowy, Jeremin — wyjaśniła amerykanom Połozowa.
— Słucham was towarzysze i dziwię się, że jeszcze nikt nie zaproponował unieruchomienia całej budowy. Jeden ma zadużo kurzu, drugiemu gorąco, trzeci nie ma gdzie wody się napić. Jakto, istotnie administracja nie domyśliła się zamiast ekskawatorów przywieźć tutaj najpierw elektroluxy i rozstawić na odcinkach kjoski z lemoniadą! Wstyd słuchać. Czetwiertiakow, przynajmniej, mówi do końca, co myśli: „Nie dali środków transportowych tyle, ile żądałem, bez transportu nie zrobię“. A może będzie dla panów interesującem wiedzieć, ile z tych 50 półtoratonówek, które nam istotnie dano, znajduje się w eksploatacji? O tem towarzysz Czetwiertiakow nie mówił, ja więc powiem. Połowa stoi połamana, w remoncie. Co trzy dni jedna maszyna wychodzi z ruchu. Szoferzy jakby zawarli ze sobą umowę na zawody — kto szybciej połamie swoją maszynę. Ma-