Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/009

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

form wagonów zwieszali się, nie mogący się dostać do wnętrza pasażerowie.
Clarke odwrócił głowę. Obok niego zaturkotał wielki lśniący autobus i ciężko przysiadł o sto kroków, u skraju szerokiego skweru.
Pośrodku placu, przy dwuch olbrzymich deskach, czarnej i czerwonej, z niezrozumiałemi napisami i cyframi, stali tłumem ludzie. Czarna deska przypominała wielkie czarne deski przed giełdami, na których notuje się ostatni kurs akcyj. Ale cisnący się do niej ludzie w roboczem ubraniu nie byli zupełnie podobni do rozgorączkowanych giełdziarzy.
Jeszcze u siebie w Nowym Yorku, Clarke wiele słyszał i czytał o współzawodnictwach socjalistycznych, o czerwonej i czarnej desce, o fabrykach, należących do robotników. Lecz dopiero tutaj, przejeżdżając obok tych olbrzymich desek i pchających się ku nim ludzi, po raz pierwszy pomyślał, że cały ten olbrzymi kraj, przez który mknie od wczorajszego wieczoru, — przedstawia właściwie, jakby jedno ogromne towarzystwo akcyjne zamieszkujących go ludzi. Aby nie zostać zmiażdżonym, musi on za wszelką cenę wyprzedzić wszystkie inne państwa-towarzystwa akcyjne kilku potężnych businessmenów, które podzieliły między siebie świat i nie znoszą konkurencji. Na tych czarnych i czerwonych deskach notowane były akcje niebywałego na świecie przedsiębiorstwa. Każdy napis na czarnej desce oznaczał, że akcje tego kraju spadły o jeden punkt. I gdyby czarna deska zapełniła się po brzegi, — oznaczałoby to śmierć kraju, byłby to nekrolog, gdyby zaś zapeł-