Strona:Bronisław Rejchman - Wycieczka do Morskiego Oka przez przełęcz Mięguszowiecką.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tyczność, przerażająca wspaniałość — wszystko to tylko w części oddaje wrażenie jakiegoś doznał, i choć złączone w jedno wydaje coś przybliżonego do całości obrazu, jednakże czujesz, żeś powiedział niewszystko. Rozpoczynasz więc poszukiwania w pamięci, sądząc, że znajdujesz u poetów wyrażenia, które do twego widoku przystaną. Utkwił ci tylko w umyśle wiersz Pola; jeśli go obraz obecny z archiwum twego umysłu na wierzch wydobył — to nie darmo; musi w nim być wiele prawdy:

Górą nad mgłami, kolczasto szarpane
Straszyły jak duchy turniska,
Olbrzymie, wyrosłe z powodzi obłoków
Poczwarne jak widma sumienia
Samotne śród ziemi jak słowa proroków
A wielkie jak słowa stworzenia!

Gdym sobie przypomniał te słowa, postać Pola stanęła przedemną okolona jakimś blaskiem, z którym mi się przedtém nigdy nie przedstawiała. W téj chwili sprawdziłem, że Pol jest poetą natury, że umié wkładać słowa w usta skał, abyśmy je rozumieli. On odgadł tajniki Tatr, wytłómaczył nam na nasz język hieroglify, któremi do nas mówią, bo z skałami przestawał, zżył się z niemi i podsłuchiwał je uchem syna natury.
Prawem kontrastu przyszedł mi na pamięć wiersz Deotymy, który przeczytałem w jednym z opisów Tatr jako cytatę:

Jak mieniące pióra pawie
Tak się mieni wachlarz gór;
W Tatrach świeci staw przy stawie
Jakby oczy pawich piór.

Na wachlarz — zgoda, pomyślałem; porównanie stawów do ócz pawich piór także jest udatne, lecz analogia pomiędzy wachlarzem skał jednostajnie szarych, odrapanych z mieniącemi się piórami pawiemi, wydała mi się mniéj stosowną — chyba że Deotyma nigdy w samém łonie Tatr nie była i odmalowywała tylko niższe ich, zielone odgałęzienia. I rzeczywiście zdaje się, że poetka, która jak zobaczymy umié czuć widoki natury, tylko na wózku zwiédzała Tatry.
— Pijta wartko! usłyszałem nad sobą głos Roja, podającego mi herbatę.
Spostrzegłszy, że niedaleko odemnie siedzący profesor nie pije, rzekłem do Wojtka.
— A dajcież profesorowi!
— Zaraz, zaraz, mój panie, odrzekł profesor. Pozwólcie mi najprzód skończyć robotę.