Strona:Bronisław Rejchman - Wycieczka do Morskiego Oka przez przełęcz Mięguszowiecką.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

samém, do czego niezależnie od nich doszedłem przed kilku laty, gdym się zastanawiał nad początkiem pewnych bezświadomych, jakby bezprzyczynowych zjawisk psychologicznych.
Bieg mojéj myśli przerwał p. W., który widocznie podobnym oddawał się marzeniom. Umysł jednakże jego zatrzymał się na innéj stacyi w téj chwili.
— Nie dziwi mię teraz, rzekł, że cyganie nie chcą osiąść w miastach i wsiach. Po cóż mają się pozbyć wolności, po co zaprządz do pracy, kiedy w dzikości tak dobrze? Niewiele mają, ale za to bicz potrzeb i obowiązków nie chłoszcze ich. Czyż nie szczęśliwszy taki półnagi baca od zamożnego mieszczanina? Nie ma odzieży, pościeli, śpi na gołéj ziemi wśród wiatrów, ale mu wygód nie potrzeba, bo i z tém mu dobrze. Żelazne jego ciało czuje w wypoczynku na wilgotnym i twardym głazie więcéj roskoszy niż my na puchach i włosiach. Stosunkowo do potrzeb swojego ciała i umysłu, ma on w tém pustkowiu więcéj wygód niż my, ciągle czegoś nowego pragnący, ciągle stroskani.
— Słuszna uwaga rzekłem. I gdyby ten baca został przeniesiony do wygód miejskiego życia, gdyby jego ciało zmiękczyły nasze obyczaje, gdyby jego nerwami owładnęła gorączka cywilizacyjnego życia, gdyby troska o przyszłość zajrzała do jego dzikiéj duszy, gdyby w nią wpadły ziarna walk i zwątpień, to z pewnością przeklinałby tę chwilę, kiedy swą zaczerniałą kolébę nadzianą wiatrami opuścił, żałowałby czasu, kiedy sypiał na kamieniu lub w błocie, kiedy się żywił samą serwatką i uciekłby na pustkowie, lub wpadł w spleen i stałby się może samobójcą....
Zamilkliśmy na chwilę, ale myśl ta nie opuszczała mnie. Patrzyłem wciąż na zasmolonych juchasów, na ich twarze spokojne i naiwne.
— Gdzie wy sypiacie, zapytałem, czy w kolébie?
— O nie, hań sypia ino baca i starszy juhas.
— A wy gdzie?
— Przy owcach.
— A macie kolébę?
— Nie.
— Więc tak, pod gołém niebem?
— Co oni mówią — zapytał się juchas jednego z przewodników.
Przewodnik wytłómaczył mu tatrzańskim dyalektem moje pytanie. Zdziwiło mnie bardzo, że tych prostych słów nie rozumiał. Kiwnął głową potakująco.
— A nie zimno wam.
— My śpiemy przy watrze?