Strona:Bronisław Rejchman - Wycieczka do Morskiego Oka przez przełęcz Mięguszowiecką.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jan Sabała młodszy jest krawcem. Szyje on Zakopianom i gościom odzież góralską.
Dwaj inni, należący do orszaku doktora, których nazwisk nie pomnę, przewodnik p. W. nazwiskiem Jarząbek, oraz mój, Jacek Rebel Król, grają w towarzystwie rolę baletników. Jacek celuje przysiadami a Jarząbek fantazyą i pomysłowością w tańcu. Nadto obadwaj najlepiéj umieją przyśpiewywać.
Najmłodszy ze wszytkich górali, Józek Roj, syn Wojciecha, chłopiec dwunastoletni, jest przybocznym adjutantem dra. Chałubińskiego. Nosi on za nim zielnik, oraz puszkę do zbiérania mchów. Jest tak sprytny, że raz przypatrzywszy się jednemu z licznych i bardzo delikatnemi cechami odróżniających się gatunków mchów, już go umié znaléść. Wielce w skutek tego jest pomocnym doktorowi, gdyż mając bystry wzrok, nie opuści ani jednego krzaczka mchu przy drodze, aby go nie obejrzał, lub w razie wątpliwości nie podał profesorowi.
Towarzystwo tedy nasze, oprócz lekarza, naturalistów i literata, składało się z muzyków, tancerzy, kucharzy, cerulika, namiotników, szewców, krawca, a zapewne i innych specyalistów, którzy jednak nie mieli sposobności okazać swe talenta na wycieczce.
W godzinę po przybyciu do schroniska w Roztoce, wyruszyliśmy w dalszą drogę. Szliśmy najprzód przez las ścieżką (po góralsku perć) dość wygodną, w znaczeniu tatrzańskiém, bo można było stąpać bez ciągłego baczenia na kamienie, po niéj rozrzucone. Doktor z Józkiem zbiérali mchy, p. W. szukał owadów, które uśmiercał w flaszce zawierającéj cyanek potasu, a p. Ludwik i ja przypatrywaliśmy się malowniczym grupom drzew i szczerniałym głazom, mchem obrosłym.
Po dwóch może godzinach wyszliśmy na jakąś polanę, na któréj zobaczyliśmy szałas pasterski. Bardzo on nas ucieszył, gdyż spodziéwaliśmy się dostać mléka.
— Czy panowie lubią szampana? zapytał prof. Chałubiński.
— I bardzo!
— A kwaśną żentycę?
— Żadnych serwatek nie lubię, odrzekłem.
— To się pan nie znasz na dobrych rzeczach. Jeśli jéj tu dostaniemy, to przekonasz się pan jaki to nektar.
Usiedliśmy dla odpoczynku na kamieniu, a uwędzony w dymie pastérz wyniósł nam mléko i kwaśną żentycę. P. W. i ja piliśmy mléko, pp. zaś Chałubińscy raczyli się żentycą. Wreszcie i my daliśmy się do niéj namówić. Rzeczywiście był to napój bardzo smaczny, podobny do kumysu, z sernikiem zbitym w kłębki. Piłem