albo téż w wielkiéj jasnéj od słońca jaskini, nie zaś w ciemnicy oświetlanéj tylko słabym blaskiem kaganka.
Potém zawiesiwszy na wielkim palcu tradycyjne kaganki górnicze, wchodzimy w jeden z szybów i po wilgotnych szczeblach drabin w kilka piętr ustawionych, zstępujemy do chodników kopalni „Ulises“. Choć w pewnych odległościach widać mdłe ogniki kaganków przyczepionych haczykiem do skały, choć i na mojéj dłoni buja się ta lampka pierwotna, jednakże oko nie przebija jeszcze ponurego mroku. Sztygar jednak nie pojmuje téj możliwości. Widać mało „obcych“ zwiedza kopalnią. Idzie tak, jak zajęty Warszawiak po asfalcie. Nie chcę go prosić o zwolnienie kroku, byłoby to żądanie jeszcze większéj grzeczności i zajęcia się moją osobą. A już i tak wiele mi jéj okazuje, manewrując swym kagankiem w trudniejszych miejscach, ostrzegając, gdzie skała wystaje. Pomimo téj opieki, to spadam z deski położonéj na wilgotnych dnach chodników w małe kałuże, to głowę o strop chodnika rozbijam.
Oto jesteśmy już w jednym z krańców kopalni. Chodnik się skończył i rozwarła się przedemną wielka ciemna przestrzeń, jakby grota olbrzymia nieokreślonéj formy. Tu i ówdzie na ścianach są piętra i dolne lochy, w których błyszczą światełka, jakby małe jasne plamy na tle czarnego sukna. Słychać uderzenia oskardów. Widok fantastyczny.
Istnienie téj groty jest skutkiem większéj obfitości galmanu w tém miejscu. Górnik wykuwając chodnik, zatrzymuje się przy większém gnieździe drogiego minerału, dopóki go w całości nie wydobędzie.
Po wystających kamieniach i po kupach gruzu zbliżamy się do światełek. Rysują się niewyraźne postacie nachylonych ludzi.
— Glück auf! woła witając mój przewodnik.
— Glück auf! odpowiadają robotnicy, i rozpoczyna się krótka rozmowa o robocie.
To przywitanie wywarło na mnie nieprzyjemne wrażenie. Jak to? Tu na polskiéj ziemi, rodowici polacy witają się niemieckiemi słowy! Mówię o tém sztygarowi a potém naczelnikowi kopalni. Odpowiadają, że już myślano o zmianie słów powitalnych, Ale „glikaufu“ broni tradycya i przesąd. Niemcy przynieśli do nas przed wiekami górnictwo, wprowadzili więc téż swój okrzyk górniczy. A co istnieje kilkaset lat to nie da się łatwo wykorzenić. Nikt się nie pyta, co to znaczy, zkąd przyszło, ale każdy wie, że przy spotykaniu się w podziemiu trzeba wymawiać słowa czarodziejskie „glikauf!“
Strona:Bronisław Rejchman - Wrażenia z podróży po południowych okolicach Królestwa Polskiego.djvu/34
Wygląd
Ta strona została przepisana.