Strona:Bronisław Rajchman - Wycieczka na Łomnicę.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie — ten hotel.
Dészcz ustał na chwilę, wybiegliśmy z pod skały.
— Ino patrzéć Lejby — rzekł któryś z górali do towarzysza. Sądziłem, że to właściciel karczmy. Lecz tu? w górach?...
— Gdzie? zapytałem.
— Gdzie? — rzekł góral zdziwiony — a ino patrzéć jak z obłoków spadnie.
— Co pleciesz — jaki Lejba spadnie z obłoków?
— A od kiela (zkąd) miałby désc spadać?
A więc to lejba, ulewa! Doprawdy zdałby się nam lepiéj w téj chwili Lejba niż lejba.
Rzeczywiście ulewa odzyskała pierwotną siłę. Kropiła nas nielitościwie. Pędziliśmy więc tak jak i poprzednio co tchu, lecz rzadko już po kamieniach a natomiast nieustannie prawie po wodzie i błocie grzęzkiém.
Tu się zmieniły role pomiędzy Warszawiakami i góralami. Gdy na przepaścistych skałach ci ostatni chodzą niemal z taką pewnością i obojętnością jak my po ścieżkach Saskiego ogrodu, na błocie stają się niezgrabnymi, ciągle się chwieją i wyślizgują. My zaś byliśmy na niém jak w swoim żywiole; wszakże błoto jest piątym żywiołem Warszawy. Okazała się tu także wyższość butów z obcasami, które górale uważają za niepraktyczne w obec swych kirpców t. j. kawałka skóry ściągniętego rzemykami. To téż, gdyśmy byli ucieszeni z wyjścia z obrębu skał, i tylko to nam dolegało, że w butach utwo-