Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trawę — rzekł dobrotliwie. — A czy to daleko?
— Z godzina drogi. Ale weź już wszystko. Od tylu lat nie miałam chwili odpoczynku, niech dziś odpocznę sobie! Co ci zaciąży ta trawa? Czekaj, sama zarzucę ci płachtę na plecy.
Na wiadomość o godzinie drogi, rycerz spojrzał na słońce, które zaczynało już chylić się ku wieczorowi, potem na swego konia i miał szczerą ochotę zostawić babuleńkę własnemu losowi, samemu zaś pomyśleć o zbliżającej się nocy; ale gdy spojrzał na nią, znowu go litość zdjęła.
— No, dajcie już, babulu, te swoje ciężary — odezwał się stanowczo — mam młodsze od was nogi i prędzej może zajdę niż w godzinę. Za to dacie mi się napić mleka w waszej chatce.
— Mleka ci nie dam, moje słonko złote, bo go nie ma w pustelni; ale jak będę mogła, tak cię wynagrodzę za twoje miłosierdzie nad starą kobietą.
Zaśmiał się piękny rycerz z tej obietnicy staruszki i wziął w ręce oba koszyki, ona zaś zarzuciła mu płachtę z trawą na plecy.