Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rowo, że teraz powinien być zadowolony. Ale karzeł zjadł znów wszystko chciwie i po raz trzeci powtórzył swą prośbę.
To rozgniewało Janka.
— Precz mi, potworze! — krzyknął — bo cię tak poczęstuję, że mnie popamiętasz.
Zaledwie jednak wymówił te słowa, karzeł skoczył mu do oczu i byłby go pokaleczył jak Młócarza i olbrzyma, gdyby go młody siłacz zręcznie za kark nie pochwycił i nie zrzucił ze schodów jak natrętne zwierzę. Nagle przypomniał sobie, jaki błąd popełnił puszczając karła wolno, więc pobiegł co tchu za nim, lecz spostrzegł go już tylko z daleka, gdy znikał w rozpadlinie między skałami.
Janek wrócił do kuchni, ugotował obiad, a wieczorem opowiedział wszystko towarzyszom, którzy zdziwieni, że mu tak szczęśliwie poszło, przyznali się teraz, co ich od karła spotkało. Janek naśmiał się do woli i rzekł im na koniec:
— Dobrze wam bardzo, zasłużyliście na to; nie trzeba było żałować biednemu stworzeniu kawałka mięsa. Teraz wstyd wam został!