Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/311

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Oto powraca właśnie na swym kulawym koniu — zaśmiał się jeden z dworzan. — Hej, junaku, powiedz, pod którym płotem spałeś na swoim wierzchowcu, kiedy padały strzały i błyskały miecze?
— Ho, ho — odparł ogrodniczek. — źle byłoby tam beze mnie! Za dziesiątą granicę przepędziłem wroga.
Roześmieli się wszyscy na to, a on zsiadł spokojnie ze swego kulawego konia, odprowadził go do stajni i zaczął podlewać kwiaty.
Król rzekł do córki:
— Wydam wielkie igrzyska, które trzy dni będą trwały; ty rzucisz złote jabłko, a kto je pochwyci, dostanie cię za żonę. Może nieznajomy rycerz zjawi się między innymi.
Ogrodniczek dowiedziawszy się o zamiarze króla, o świcie wybiegł w czyste pole, obrócił się w cztery strony i zawołał:
— Przez moc cudownego źródła wzywam cię, mężu leśny!
— Czego żądasz? — spytał głos znany.
— Chcę złapać jabłko królewny.
— Będziesz je miał i więcej, niż żądasz.