Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Róża i Lilijka struchlały, lecz domyśliły się prędko, że ptak drapieżny porwać chce jakąś ofiarę, więc pośpieszyły na ratunek i ujrzały znowu znajomego karzełka w szponach napastnika. Biedny człowieczek wrzeszczał z całej siły, niewiele mu to jednak w walce pomagało, i zginąłby jak mucha przez jaskółkę schwytana, gdyby dobre dziewczynki nie uczepiły się go i własnym ciężarem nie ściągnęły ku ziemi; ptaka zaś silnie uderzały kijami, że porzucił łup nareszcie i odleciał pod obłoki.
— No, teraz przecież powinieneś zostać naszym przyjacielem — odezwała się uprzejmie Różyczka, rada zawiązać z nim bliższe stosunki.
Ale karzeł złowrogo spojrzał na dziewczynki i zaczerwienił się ze złości.
— Dlaczego mnie szpiegujecie?! — krzyknął grożąc im pięścią. — Podarłyście na mnie ubranie, zniszczyłyście moją brodę, a teraz chcecie mnie okraść zapewne! Zapowiadam wam, że choć takie wielkie jesteście, jeśli was spotkam jeszcze kiedy, ręce wam poodgryzam, nogi pokaleczę, żebyście mi raz dały spokój.