Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odparła staruszka. — Wejdź, niedźwiedziu, proszę, połóż się przed ogniem, uważaj tylko, żeby iskra nie zapaliła ci futra. Lilijko, Różo, nie lękajcie się niedźwiedzia, nic wam nie zrobi złego.
Zwolna i nieśmiało zbliżyły się dziewczynki i stanęły przy matce, gołąbek i jagniątko powróciły na swoje miejsca i po niedługiej chwili przestały się obawiać straszliwego zwierza.
— Moje panienki, proszę was, otrzepcie mi zimny, mokry śnieg z futra — odezwał się niedźwiedź.
Różyczka się roześmiała, Lilijka wzięła szczotkę, obie uklękły na czystej podłodze i równiutko, czysto, ślicznie muskały niedźwiedzia i wyprostowały mu splątane kudły.
Gość wyciągnął się wygodnie i mruczał z zadowolenia.
Nie upłynęła godzina, a dzieci tak się z nim oswoiły, że głaskały go rączkami, stawiały na nim nogi, uderzały go z lekka i śmiały się, gdy pomrukiwał; wkrótce Lilijka przyniosła mu skorupkę miodu, a Różyczka kawałek chleba.