Przejdź do zawartości

Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w izdebce miłą twarz staruszki, która skinęła na nią.
Obudziła się biedna kobieta, otworzyła oczy i przypomniała sobie, co się stało. Rozpacz ją ogarnęła, ale w tejże chwili sen stanął jej w pamięci, więc podniosła się natychmiast, a ponieważ ciemności nocy ustąpiły, udała się niezwłocznie w drogę.
Szła wciąż przed siebie, póki nie ujrzała wysokiej i stromej góry; wówczas piąć się zaczęła, zupełnie tak jak we śnie. Jak we śnie znalazła chatkę i siwą staruszkę o życzliwym, dobrym uśmiechu i łagodnym spojrzeniu.
— Musisz być nieszczęśliwa, kiedyś przyszła do mnie — rzekła staruszka podając jej niski stołeczek, aby spoczęła po dalekiej drodze.
— Tak — odparła kobieta i opowiedziała jej wszystko.
Staruszka popatrzała na nią, potem sięgnęła do kieszeni i podała jej złoty grzebień.
— Na pełni księżyca idź nad staw z tym grzebieniem — odezwała się łagodnie — usiądź nad wodą i czesz się tym grzebieniem