Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Raz po bezsennej nocy wstał o świcie i wyszedł na świat Boży. Młyn stał już od dawna, nikt do niego zboża nie przywoził, więc w pięknej dolinie panowała cisza; rzeka płynęła spokojnie, na zielonej trawie niby rozsypane perły błyszczały krople rosy, niebo było pogodne, różowe na wschodzie, powietrze czyste, chłodne. Młynarz szedł wzdłuż stawu z głową pochyloną smutnie. Wtem słońce wzeszło, złote promienie oblały dolinę, a w nadbrzeżnej trzcinie coś się poruszyło, zakołysały się liście wysokie i z pluskającej fali podniosła się zwolna cudnej piękności kobieta.
Włosy jej jasne jak promienie słońca spływały na ramiona i osłaniały ją całą, oczy świeciły jak gwiazdeczki, a w koralowych ustach jaśniały ząbki perłowej białości. Śmiała się i pluskała w przeźroczystej wodzie, jej złote włosy rzucały blask śliczny, a białe ręce, które podniosła do góry, zdawały się wabić ptaszki i motyle, unoszące się rojami nad tym prześlicznym zjawiskiem.
Młynarz odgadł natychmiast, że to być musi rusałka i przerażony chciał uciec co