Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wał się czekać na powrót starszego brata i zasięgnąć jego rady.
— Dajmy mu pokój teraz — odparł drugi — ludzie to małe i nędzne stworzenia, lecz mają czasem wielki rozum, więc i ten może nam się przyda w tej wyprawie, a gdy zdobędziemy księżniczkę, nie trudno nam będzie pozbyć się takiego robaka.
Tak uradzili i nazajutrz w zgodzie wszyscy udali się ku Szklanej Górze. Rycerz karmił olbrzymów, a oni go nieśli, gdyż inaczej nie mógłby nadążyć im w biegu. Przebywszy tym sposobem ogromne przepaście, dnia dziewiątego stanęli na koniec u stóp olbrzymiej Szklanej Góry.
Na szkło przynieśli młoty, które je skruszyć miały, lecz nie przewidzieli tego, że góra dokoła była obrosła nieprzebytym, niezmiernej wysokości płotem cierniowym. Olbrzymy kaleczyli ręce i twarze, a zbliżyć się nie umieli do tej niebezpiecznej zapory.
Na koniec przyszło im na myśl podpalić żywopłot.
— Zaczekajcie — rzekł rycerz — z ogniem nie można żartować, kto wie, czy