Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przemawiała tak słodko, iż trudno było uwierzyć, że coś złego ma na myśli, rycerz jednak, pamiętny na swą obietnicę, nic przyjąć nie chciał. Staruszka dziwiła się bardzo, sama posłała mu łóżko, nakarmiła konika, umieściła go w sieni i znowu powróciła do rycerza zachęcając, by się choć napił, nim uda się na spoczynek.
Rycerz pamiętał, co przyrzekł księżniczce, ale był tak spragniony, że język jak kawał kości sterczał mu w ustach sztywny i suchy; mówić prawie nie mógł; zdawało mu się, że zbawienie wieczne oddałby za szklankę wody; więc gdy stara podała mu pachnące wino, nie miał siły oprzeć się strasznej pokusie i umaczał w nim usta.
Rozkoszne uczucie ogarnęło go natychmiast: nie czuł pragnienia i głodu, kropla wina nasyciła go i napoiła, a prócz tego pogrążyła w śnie tak słodkim i błogim, jakiego nie kosztował jeszcze nigdy w życiu. Sen ten jednakże był zarazem tak twardy i tak głęboki, iż żadna moc ludzka spłoszyć go nie była w stanie.
W południowej godzinie zatętniało w lesie, zajechała kareta w cztery białe konie,