Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pokojem myślał, że noc tu spędzić musi sam jeden bez pożywienia i ognia.
Nagle z ciemnej gęstwiny wyszła stara czarownica z dużym, śpiczastym nosem, trzęsącą się głową, ogromnymi zębami i oznajmiła królowi, że może go doprowadzić do stolicy.
— Bardzo ci wdzięczny będę, moja dobra kobieto i otrzymasz nagrodę, jakiej zażądasz sama — rzekł król uradowany obietnicą starej.
— Nagrody, królu, ja nie żądam żadnej — odparła czarownica — lecz musisz się zgodzić na mój warunek, inaczej umrzesz tu z głodu, gdyż bór ten jest pod moją władzą i kto raz się w nim znajdzie, staje się moją własnością.
— A jakiż to warunek? — zapytał król niespokojnie.
— Bardzo przyjemny. Mam córkę, piękniejszą niż słonce, z oczyma jako gwiazdy w noc pogodną, z twarzą jak księżyc jasną, włosami kruczymi, a głosem jak śpiew słowika. Piękność jej godna królewskiej korony. Jeśli się z nią ożenisz, wypro-