Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

teraz trochę świat i niebezpieczeństwa, lecz nie nasycił swojej ciekawości, więc powędrował dalej.
I znowu wszystko piękne mu się wydało, każdy dzień inny, nowy i przyjemny, drobne zdarzenia bawiły go i zajmowały. Tam zajączka wybawił z ostrych szponów wilka, a ten za to wskazał kryjówkę wiewiórki, napełnioną złotymi orzechami; tu pokonał srogiego drapieżnego niedźwiedzia, który pszczołom miód odbierał, a królowa matka ofiarowała mu za to plaster miodu, z którego mógł czerpać co dzień i zawsze miał go znów pełnym patoki; na koniec jeleń, od którego obronił karła, rozdarł mu rogiem czoło na pamiątkę. Królewicz śmiał się z tego i jechał wciąż dalej.
Aż dnia jednego zatrzymał się przed starym zamkiem, który wyglądał dziko i ponuro na tle ciemnego nieba. Burza nadciągała właśnie i wieczór się zbliżał. Orlik szukał na noc przytułku, a ta dziwaczna ruina zaciekawiała go swym opuszczeniem. Czyżby w niej nikt nie mieszkał?
Nie była jednak pusta: na rogu obszernej sali spotkała go kobieta młoda, wysoka,