Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tak brudna, że gdyby posiano na niej zboże, wyrosłoby niezawodnie. Ludzie zaczęli uciekać od niego, za wszystko musiał płacić dziesięć razy więcej niż każdy inny, bo nie chciano mu nic sprzedać ani udzielić pod dachem schronienia. Coraz też większe sypał dary ubogim, polecając się ich modlitwom, aby go Bóg przez lat siedem zachował od śmierci. Ale ciężej mu było prawie z każdym tygodniem. Sypiał na niedźwiedziej skórze w pogodę pod gołym niebem, ale w zimno, mróz, zawieruchę trudno mu było bardzo znaleźć sobie gospodę; a do stołu nikt go przyjąć nie chciał, tak że i za drogie pieniądze licho żywić się musiał.
Raz, było to już w czwartym roku tej jego ciężkiej pokuty, zmokły i głodny zaszedł do oberży, ale gospodarz nie tylko do izby wpuścić go nie chciał, lecz oborę i stajnię zamknął przed nim, aby mu zwierząt nie wystraszył. Wtedy Niedźwiadek pokazał mu pełną garść złota i sięgnął po drugą jeszcze; to wzruszyło oberżystę i wpuścił go na koniec do jakiejś pustej izby przykazując surowo, aby się nikomu nie pokazywał.
Przyniesiono mu jedzenie, zaspokoił