Tajemnica powodzenia pisarza jest jak owo zaklęcie z bajek „Z tysiąca i jednej nocy“ — Sezamie otwórz się — proste przecież, najprostsze, a znane zaledwie nielicznym. Tadeusz Dołęga-Mostowicz należy do tych szczęśliwych, którym udało się odrazu zdobyć zaufanie czytelnika. Jako wytrawny dziennikarz zna on dobrze upodobania najszerszej publiczności i nie kryje się z tem wcale, że stara się im dogodzić. W ten sposób nie rezygnując bynajmniej z ambicyj literackich, ze zdobyczy artystycznych, zjednał sobie Mostowicz w przeciągu paru zaledwie lat popularność i poczytność zgoła wyjątkową. Rekordowe powodzenie osiągnęła ostatnia jego powieść — „Prokurator Alicja Horn“ — która weszła w świat, poprzedzona pewną nawet sensacją. Drukowano ją mianowicie w jednem z warszawskich pism codziennych początkowo pod pseudonimem. Później na „ogólne żądanie czytelników“ zdemaskowano autora. Sukces był, oczywiście, ogromny. Jest to powieść z typu sensacyjnych w lepszym stylu. Dawka zbrodni, dawka szantażu, ale bohater pełen jest romantyzmu, chwilami nawet poezji, a znakomity profesor, szantażujący swego dawnego przyjaciela, dokonywa przecież wielkiego odkrycia naukowego. Miłości wielkie i małe, powszednie, sprawiedliwość i krzywda, prawda i kłamstwo splątane są tu w sposób nie dający się rozwikłać. Dzieje się tak głównie dlatego, że sympatje czytelnika są stale po stronie głównego bohatera powieści, wyposażonego przez autora w niezliczone mnóstwo uroków, kosztem poczucia moralności i odpowiedzialności społecznej. Klimat tej powieści nie jest najczystszy, ale czyta się ją z ogromnem zainteresowaniem. Styl potoczysty, sugestywny, niewymuszony — ton narracji gładki.