Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie różnych papierów, które pierwszy lepszy zakład drukarski i każdy grawer za grubsze pieniądze mógłby sporządzić naskutek minutowej rozmowy. Paweł wolał jednak nie dopuszczać nikogo do wejrzenia w centrum swojej kuchni. Nawet tych kilku najbliższych współpracowników, których nie mógł nie wtajemniczyć w te i owe posunięcia, kolidujące z kodeksem karnym, zawsze starał się jednocześnie związać udziałem w machinacji, a poza tem mieć kompromitujące ich wiadomości.
Naogół nie przedstawiało to zbyt trudnego zadania. Stosunkowo najwięcej miał kłopotu z tym głupcem Ottmanem, by skłonić go do przyjęcia wyznaczonej mu roli. Na szczęście chemik w końcu uległ perswazjom Marychny. Gdy już raz ustąpił, musiał zgodzić się na odegranie swej roli do końca ściśle według dyspozycyj Pawła.
Różne okoliczności złożyły się na to, że trzeba było przesunąć datę procesu o dalsze trzy miesiące. Gdy wreszcie rozprawa została wyznaczona, wszystko już było w najdrobniejszych szczegółach gotowe.
Same władze postarały się o to, by procesowi nie nadawać rozgłosu. Bądź co bądź była to kompromitacja polskiego wynalazcy wobec wielu przemysłowców zagranicznych, poważnie na „aferze Ottmana“ poszkodowanych. W ich oraz we własnem imieniu występował przez swego adwokata Paweł z powództwem cywilnem o czterysta kilkadziesiąt tysięcy złotych tytułem poniesionych strat.
Rozprawa odbyła się w ciągu jednego dnia w sali prawie pustej, gdyż jednocześnie rozpoczynał się wielki i bardzo sensacyjny proces o morderstwo na tle erotycznem. Prasa, a z nią i publiczność zbyt były zajęte tamtem, by zbytnio interesować się sprawą bądź co bądź odleżałą i przycichłą.
Powołani w charakterze ekspertów chemicy w zasadzie potwierdzili słuszność głównego motywu obrony oskarżonego Ottmana. Było rzeczą zupełnie możli-