Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nu prezesowi. Może pan być spokojny. Wszystko zrobię dokładnie.
Paweł podał mu rękę i odprowadził do drzwi. Teraz już wszystkie sprężyny były nakręcone i aparat musiał działać bez błędu. Przeświadczenie o tem nie znaczyło jednak bynajmniej, że Paweł mógł sobie pozwolić na krótki bodaj odpoczynek. Niemal z minuty na minutę należało czuwać nad realizacją precyzyjnie obmyślanego planu. Lada chwila można było spodziewać się z każdej strony niebezpiecznych podejrzeń. Wówczas przyszłaby konieczność tłumaczenia się, jeżeli nie przed władzami, to chociażby przed opinją publiczną, a tego należało za wszelką cenę uniknąć.
Zresztą większość pozorów przemawiała przeciw tym obawom. Od chwili, gdy Paweł zażądał aresztowania Ottmana, cała prasa zajęła jednomyślne stanowisko po stronie znakomitego przemysłowca przeciw fałszywemu wynalazcy. Przenikające do wiadomości publicznej szczegóły śledztwa wzmagały jeszcze bardziej oburzenie na Ottmana, który nieudolnie i wykrętnie tłumaczył się rzekomą nieświadomością w tak ważnej kwestji, jak w kwestji psucia się syntetycznego kauczuku. Mówił o jakimś błędzie, który musiał wkraść się do prac laboratoryjnych. Ładny błąd! Błąd ten przecie dziwnym wypadkiem zarwał Pawła Dalcza i finansistów zagranicznych na kilka miljonów inwestowanych w bezwartościowym wynalazku, a człowiek, który ten „błąd“ popełnił, kupił sobie wielką willę, urządził w niej kosztowne laboratorjum (widocznie dla opracowywania dalszych fałszerstw) i rozbijał się własnym samochodem! Na wszystkiem tem położył teraz rękę sędzia śledczy, by chociaż w części zabezpieczyć straty poszkodowanych.
Z drugiej strony asekurowało Pawła stanowisko Williama Willisa. Mlijarder amerykański udzielił wywiadu, w którym wyraźnie oświadczył, że zarówno on sam, jak i pan Dalcz zostali oszukani przez nieuczci-