Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Krzysztof roześmiał się i zaczął ocierać twarz jeszcze wilgotną od łez:
— Moja Karolciu, tylko nie omyl się i nie nazwij mnie panienką przy kimkolwiek.
— Nie omylę się, duszko. Bo to ja kiedy inaczej w myślach ciebie nazywałam? Ale przyuczyłam się już.
— A pana Pawła nie można tak źle sądzić. Jest bardzo zajęty. Dla samego siebie czasu znaleźć nie może. Karolcia nie rozumie, że jego sprawy to są wielkie, wszechświatowe sprawy. No, idź już. Dobranoc.
— Dobranoc, gołąbeczko moja. Śpij dobrze.
Ale Krzysztof nie mógłby teraz spać. Zaraz po wyjściu Karoliny zabrał się do ponownego przeglądania sukien. Wreszcie wybrał czerwoną angielską sukienkę letnią. Była zupełnie dobra, tylko należało nieco zwęzić ją w biodrach. Sięgała ledwie za kolana, odsłaniając nogi bezwątpienia ładne. Również bardzo korzystnie wyglądała jej krótko po męsku ostrzyżona głowa przy obnażonych ramionach.
— Niewątpliwie jestem ładniejsza od Nity — pomyślała, — a w każdym razie bardziej rasowa, bardziej finezyjna.
Spostrzegła, że mówiła o sobie jako kobiecie, i przestraszyła się, że może w ten sposób zdradzić się. Zawiniło tu podniecenie wywołane temi strojami.
Zebrała wszystko i odniosła do pokoju szafowego. Zostawiła tylko czerwoną sukienkę, beżowe pończochy i śliczne bronzowe pantofelki na wysokich obcasach. Jeszcze raz nałożyła sukienkę i stojąc przed lustrem napięła szpilkami na biodrach miejsca, które należało poprawić. To był drobiazg. Wprawdzie nigdy się tego nie uczyła i o szyciu nie miała najmniejszego pojęcia, z tem jednak jakoś sobie poradzi.
Jutro wstąpi do jakiegoś mniejszego sklepu i kupi czerwonych nici. Cieszyła się tem, jak dziecko.
Co też on powie, gdy ją tak zobaczy?...