Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyjście do domu na nocleg może nazwać powrotem. W następnej chwili przyłapał w swojej myśli słowo dom i zastanowił się: dlaczego to mieszkanie równie mu dotychczas obojętne, jak pierwszy lepszy pokój hotelowy, związane z nim wyłącznie tem, że tu są jego rzeczy i że tu sypia, może być nazwane domem, czyli czemś, co stanowi jakby centralny punkt świata, czemś swojem, osiadłem, niezmiennem...
Zbliżył się do Krzysztofa i położył rękę na jego ramieniu. Krzysztof podniósł wzrok i tak przez chwilę patrzyli sobie w oczy.
— Dlaczego — odezwał się Paweł — zawsze czekasz na mnie? Wstajesz bardzo wcześnie, a ja wracam późno...
— Czy sprawia ci to przykrość?
— Przeciwnie.
— Ale w każdym razie wolałbyś nie słyszeć mojej gry na fortepianie — zaśmiał się Krzysztof, jakby z zażenowaniem i z odrobiną kokieterji.
— Czyś ty nigdy nie nosiła kobiecego ubrania?
— Nigdy — Krzysztof potrząsnął głową.
— Wprost zdumiewam się, jak mogłem nie odkryć wcześniej twojej kobiecości. Jesteś tak fenomenalnie, tak uderzająco kobieca... Właśnie dlatego to mieszkanie zaczyna mi przypominać dom.
Siedziała milcząca.
Paweł patrząc zgóry widział długie cienie rzęs na jej policzkach. Cienie te drgały, skracały się, wydłużały. Podniósł rękę i łagodnie przesunął dłonią po jej włosach. Były niezwykle miękkie, jedwabiste. Ostrożnie zanurzył w nie palce. Były ciepłe i ciężkie.
Wtem rozległ się cichy dzwonek. Jeden, drugi, trzeci — dwanaście uderzeń małym młoteczkiem w brzękliwą srebrną blachę. Zegar na konsoli kominka wydzwaniał północ.
Jeszcze przed snem trzeba było przejrzeć gruntownie dzisiejszą korespondencję Centrali Eksportowej. Jutro rano Kolbuszewski wyjeżdża do Katowic.