Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/043

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bynajmniej, wszystko to się zrobi z trwałego kauczuku. Wydatek będzie duży, ale wierzaj mi pan, że się na tem nic nie straci. No, dowidzenia panu, liczę na to, że zrobi pan wszystko, by przyśpieszyć uruchomienie tej garkuchni. Zechce pan już teraz pomyśleć o siarce, której będziemy potrzebowali do wulkanizacji, a także o terpentynie i kazeinie. Trzeba zażądać ofert od firm krajowych i postarać się o wypiłowanie ceny. Da im pan do zrozumienia, że oferent z najniższą ceną może liczyć w przyszłości na kolosalny zbyt.
— No, panie dyrektorze, kolosalny, to może przesada. Ta fabryczka nie będzie zdolna do przerobienia ponad jakieś...
— Dziękuję panu — przerwał Paweł — obecnie nie chodzi mi o informacje, lecz o to, by pan uważnie wysłuchał moich zleceń i ściśle je wykonał.
Podał mu rękę i wsiadł do samochodu.
— Ludzi teraz będę potrzebował — myślał podczas gdy auto podskakiwało na nierównym bruku ulicy Wolskiej — ludzi takich, jak Kolbuszewski, jak Tolewski...
Przypomniał sobie wszystkich po kolei, ludzi poznanych od czasu powrotu do Warszawy. Przez chwilę myśl jego zatrzymała się na Zdzisławie i Jachimowskim, lecz tylko przez chwilę.
Stanowczo nikogo ze swej rodziny nie wciągnie do współpracy. Po pierwsze nie cierpiał ich, po drugie zaś był zdania, że krewni utrudniają tylko sprawne prowadzenie interesów przez wtrącanie się i przez chęć odegrania roli ważniejszej z tytułu właśnie pokrewieństwa.
Pozostawał Krzysztof, ale to było zupełnie coś innego... Oceniał w zupełności zalety tej dziewczyny, wiedział że nie znalazłby lepszego pomocnika, że mógłby tu liczyć na całkowite, bezgraniczne oddanie, a jednakże wolał nie wtajemniczać jej w swoje sprawy, nie dlatego, by te sprawy były znowuż aż tak