Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/036

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

angielska i rzecz doszła nawet do Izby Gmin. Działo się to mniej więcej przed czterema laty. Niepodobna, byś mieszkając w Anglji, nie zapamiętał tej głośnej historji.
— Możliwe, że obiło mi się to o uszy — odpowiedział Paweł — możliwe jednak, że w owym okresie nie byłem w Anglji. Interesy bawełniane zmuszały mnie nieraz do dłuższych wyjazdów.
Umilkł, a ponieważ Krzysztof milczał, Paweł zaniepokoił się, czy jednak Krzysztof, mając w ręku klucze, nie zajrzał do jego papierów. Gdyby tak było, znajdowałby się całkowicie w rękach tej wprawdzie zakochanej w nim, lecz niedoświadczonej i niewyrobionej życiowo dziewczyny.
To też zaraz nazajutrz, pomimo zmęczenia, jakie mu to sprawiało, sprawdził bardzo starannie zawartość kasy ogniotrwałej i biurka. Na szczęście znalazł wszystko w takim samym porządku, w jakim utrzymywał swoje papiery. Było prawie pewne, że nikt do nich nie zaglądał i nikt ich nie ruszał. Że i w fabrycznym gabinecie rzecz miała się tak samo, mógł to sprawdzić dopiero po czterech dniach, kiedy po raz pierwszy wyszedł z domu.
Minister, niski krępy mężczyzna o siwiejących włosach i ociężałych ruchach, łypał grubemi powiekami z miną wysoce niezadowoloną. Projekt był tak szczelny w swojej logice, że nie mógł znaleźć miejsca, w którem jakiekolwiek pytanie nadwyrężyć mogłoby jego nieodpartą argumentację. A przecież czuł, że coś tu musi opierać się na fikcji.
Paweł dostrzegł to w wyrazie jego oczu i zaśmiał się swobodnie:
— Chyba pan minister nie uważa mnie za dziecko, które zawracałoby głowę panu i sobie czemś zupełnie nierealnem?
— Ależ bynajmniej, panie prezesie — nieco zdetonował się minister — zbyt pana szanuję, jednakże wydaje mi się...