Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nego razu powiedziała, że jeżeli już ma przezwyciężyć swoje antyrodzinne uprzedzenia, to raczej interesowałby ją wuj Krzysztof. To zastanowiło Pawła:
— Znasz go dobrze? — zapytał.
— Skądże. Widziałam go zaledwie trzykrotnie i nie zamieniliśmy ponad dziesięć słów.
— I cóż o nim sądzisz?
Nita wzruszyła ramionami:
— Na podstawie tych danych, jakie mogę mieć, myślę, że jest interesujący. Ma dziwny sposób bycia i tragiczne oczy. Mam wrażenie, że kocha się bez wzajemności.
— Zapewniam cię, że z całkowitą wzajemnością. Znam pewną blondynkę, która może na to przysiąc.
— Ach wiem — kiwnęła głową Nita — jest to jego sekretarka i nazywa się Jarszówna, czy coś w tym rodzaju. Nie doceniasz wuju plotkarskich zamiłowań mego ojca. Wyjeżdżali we dwójkę zagranicę i w drodze powrotnej wuj Krzysztof ugrzązł podobno w Wiedniu. A co ty o nim powiesz?
Paweł odłożył ołówek i wydął wargi:
— To jeszcze smarkacz, ale przyznaję ci, chociaż ze względów konkurencyjnych nie powinienem tego robić — zaśmiał się żartobliwie — że jest interesujący. Dziwię się, że naogół u płci pięknej nie cieszy się powodzeniem. W fabryce nie lubią go...
— A ty, wuju?
Paweł przyglądał się stiukom na suficie i zrobił kilka zniecierpliwionych ruchów palcami:
— Djabli wiedzą. Wydaje mi się sensatem i egzaltowanym romantykiem. Zresztą on mnie nienawidzi.
— Tradycje rodzinne?
— Nie, raczej antypatja indywidualna.
— Chciałabym poznać go bliżej — powiedziała przy pożegnaniu Nita — czasami bierze mnie ochota rozruszać tego młodego człowieka.
— Zdaje się, że zamiar ten jest spóźniony —