Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ostrożnie, Nito, to brzmi prawie, jak oświadczyny!
Potrząsnęła głową:
— Nie. Ty nigdy nie wybrałbyś takiej, jak ja.
— Nie doceniasz siebie. Jesteś czarująca. I bardzo rozsądna.
— Ostrożnie, wuju, to brzmi prawie, jak zachęta!
Roześmieli się oboje i Paweł powiedział:
— Chciałbym ci zrobić przyjemność. Czy będziesz zadowolona, jeżeli zniszczę ten dokument podpisany przez twego ojca?
Nita zarumieniła się:
— Nie. Byłaby to zapłata za moją... sympatję. Nie chcę.
— Jednakże, gdybym naprzykład bez powodu spalił ten papier?...
— To co innego.
— Więc bądź pewna, że nie chodzi mi o rewanż. Rewanżując ci się tem samem, czyli sympatją, a zobowiązanie twego ojca nie jest dla mnie tyle warte, co możność sprawienia ci małej przyjemności.
Wstał, przeszedł do gabinetu, otworzył kasę ogniotrwałą i wydobył z niej dwa arkusiki papieru. Na jednym było spisane zobowiązanie Jachimowskiego, na drugim jakieś już niepotrzebne notatki. Powrócił do salonu i stając przy fotelu Nity pokazał jej pierwszy mówiąc:
— Tak wygląda to, co twemu ojcu nie daje spokojnie spać. Czy chcesz przeczytać?
— Nie — potrząsnęła głową — nic mnie to nie obchodzi. Prawdopodobnie chodzi o jakieś świństwo, a ja nie mam zamiaru...
— Zrażać się jeszcze bardziej do moralności papy?... Masz rację.
Zbliżył się do kominka, lekko odsunął gobelinowy ekran i zapalił zapałkę. Po chwili tylko czarny niekształtny popiół został z arkusika zawierającego no-