Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiarni na Nowym Świecie. Garnitur nie był zanadto przyzwoity, ale orkiestra ślicznie grała cygańskie romanse, kawa była gorąca, a ciastka o całe niebo lepsze, niż zagranicą. Omal nie wyrwała się z tą uwagą. Na szczęście w porę ugryzła się w język.
Gęsto obsadzone stoliki, muzyka, gwar, chmury dymu papierosowego i ciepło jeszcze bardziej poprawiły jej nastrój. Od trzeciego stolika jakiś wypomadowany brunet robił do niej namiętne „oko“. Ponieważ ubrany był z wyszukaną elegancją, Marychna uczuła się pokrzywdzona i tem życzliwiej zaczęła wypytywać Ottmana o różne sprawy fabryczne, które ją w gruncie rzeczy nic nie obchodziły. Uśmiechała się doń i krygowała jak najwdzięczniej, niech tamten nie myśli, że na jego urodę i elegancję zaraz każda poleci. Po pięciu minutach zerknęła w stronę bruneta. Okazało się, że wszystkie wysiłki były zbędne: trzeci stolik był pusty.
Ottman opowiadał bardzo sympatycznie o swojem laboratorjum, o projektach, o kłopotach, które ma z terpentyną. Mówił o rzeczach bardzo nudnych i naprawdę był nudziarzem, ale jakimś swojskim, bliskim, życzliwym.
— Czy wie pan — powiedziała, gdy orkiestra zagrała jakieś sentymentalne tango — że ja miałam bardzo ciężkie, bardzo smutne przeżycia?...
— Pani? — zdziwił się Ottman.
Uczuła się dotknięta jego powątpiewaniem:
— No, nie widzi pan, jak ja okropnie wyglądam? Nie raczył pan nawet zauważyć!
— Pani zawsze ślicznie wygląda — uśmiechnął się jakby z rozczuleniem.
— Cóż, ja nie mam prawa wymagać od pana, żeby pan zwracał na mnie uwagę, ale to przecież rzuca się w oczy! Straciłam conajmniej pięć kilo, a może i dziesięć, miałam straszne przejścia, a to każdy poznałby po mnie!
Była na niego oburzona i przez dobry kwadrans