Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

imieniem. Wydawało się to jej całkiem naturalne, ale w nocy kobiecość Krzysztofa wprost przytłaczała swoją oczywistością. Gdy pierwszy raz w takiej chwili nazwała ją „Krzysieńką“, wywołała awanturę:
— Nigdy tak nie mów — surowo odezwał się Krzysztof — nigdy! Chcesz mnie zgubić?!
I wtedy był znowu mężczyzną.
— Musisz zapomnieć o tem! — gniewnie ściskał przegub jej ręki aż do bólu — jeżeli nie jesteś pewna, czy potrafisz dochować tajemnicy, powiedz mi to zaraz, natychmiast! Palnę sobie w łeb i będzie koniec.
— Ależ ja wcale... — broniła się Marychna, drżąc całem ciałem.
— Owszem, zrób to — nalegał z goryczą — zrób. Zwracam ci uwagę, że w ten sposób najłatwiej się mnie pozbędziesz!
W głosie Krzysztofa brzmiał taki ból, takie cierpienie, że zarzuciła mu ręce na szyję i zacisnęła zęby, by opanować odrazę.
Nazajutrz z jakiegoś błahego powodu, którego już teraz wogóle nie mogła sobie przypomnieć, dostała okropnych spazmów. Zbiegli się lokatorzy z sąsiednich numerów i wezwano lekarza. Ten orzekł fatalny stan nerwowy i konieczność odosobnienia. Spojrzał przytem znacząco na Krzysztofa, chcąc widocznie dać mu do zrozumienia, na czem ta separacja ma polegać. Ponieważ zaś twierdził, że stan jest poważny, Krzysztof tegoż dnia uregulował rachunek w hotelu i wyjechali.
W Wiedniu zatrzymały go jakieś pilne sprawy Umieścił Marychnę w wagonie i jeszcze przed samem ruszeniem pociągu przypomniał:
— Nie wiążę cię, Marychno, swoją tajemnicą. Wierzę jednak, że jeżeli zechcesz z kimkolwiek nią się podzielić, zdobędziesz się na tyle uczciwości i szlachetności, że mnie zawczasu uprzedzisz. Sądzę, że przynajmniej na taką życzliwość z twej strony mogę liczyć za uczucia, które ci daję.