Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sztof, świadczy wręcz o swego rodzaju zboczeniu psychicznem, o wyżywaniu się w jałowej abstrakcji.
Pomimo całego poirytowania, wywołanego przez dziwaczny utwór Krzysztofa, Paweł w ciągu kilku dni nieraz zaglądał do teczki, wydobywał z niej szare arkusiki jedwabistego papieru i odczytywał niektóre ustępy. W każdym razie zdawały się upewniać o jakiejś bliżej nieokreślonej tragedji, rozgrywającej się w duszy tego chłopca. W każdym razie był tu wyraz jakiegoś nienazwanego cierpienia, do którego nie dawały się dopasować ani ironiczne komentarze, ani złośliwe uśmiechy. Najwyżej wzruszenie ramion, niezadowolone, denerwujące, omal gniewne.
Tymczasem wraz z przyjazdem prezesa hut śląskich, Manfreda Knoffa, zaczął się dla Pawła okres wielkich prac wstępnych, których celem było stworzenie trustu metalowego.
Wprawdzie od lat dziecinnych Paweł znał krajowe sfery przemysłowe, wprawdzie w domu ojca spotykał wszystkie grube ryby z tego świata, a i teraz poznał ich wiele, nigdy jednak nie przypuszczał, by ich konserwatyzm i brak zmysłu ryzyka mogły stać się tak poważną przeszkodą do przeprowadzenia jego planów.
Ludzie ci zastraszeni fiskalną polityką rządu, widmami najgorszych konjunktur, wyrastającemi nad Zachodem, sowiecką „piatiletką“ i upadkiem konsumcji w kraju, przemieniali się w strusie, chowające głowę w piasek i liczące godziny, jakie ich dzielą od katastrofy.
— Z tego, co tu słyszę — mówił Paweł na dużej konferencji w Banku Przemysłowców — odnoszę wrażenie, że szczytem marzeń panów jest powolna śmierć od anemji. A ja twierdzę, że stokroć lepsza jest walka z groźbą katastrofy, jeżeli idąc przeciw niej mamy bodaj trzydzieści szans na sto, że potrafimy ją wyminąć.
Jego optymizm nie był optymizmem bezruchu,