Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

natychmiast po nim zapanowała cisza. Kozioł wiedział, co to ma znaczyć, zanim jednak zdążył dotrzeć do stolika, na marmurowy blat z furją spadł ciężki kufel, obryzgując szkłem i piwem trzech siedzących mężczyzn. Czwarty, szczupły brunet, z czerwonemi od wódki białkami stał w pozycji obronnej, trzymając w ręku ciężki niebieski syfon.
— Nie daj się, Feliksiak — rzucił ktoś wśród ciszy z drugiego kąta sali.
— Stul mordę, taka twoja mać — huknął ku niemu Kozioł, poczem podszedł do Feliksiaka i napierając nań swojemi stu kilogramami tuszy, powiedział cicho: — nastąp się szczeniaku, kufle mi tu będziesz bił...
Feliksiak zmierzył go niezdecydowanym wzrokiem i zwolna opuścił rękę z syfonem.
— Siadaj i siedź, póki ci dobrze — Kozioł kopnął krzesło w ten sposób, że to podjechało pod kolana stojącemu, poczem gołą ręką zgarnął szklaną kaszę ze stolika na ziemię i, jakby nic nie zaszło, powrócił za ladę.
Feliksiak usiadł i zaczął mówić płaczliwym głosem:
— Tacy to z was przyjaciele, jak człowieka nieszczęście spotka, to żaden palcem nie ruszy. Trzymacie stronę majstra...
— On miał słuszność, co ja ci będę zawalał? — niechętnie mruknął wysoki blondyn.
— Nikt się za mną nie ujmie — potrząsał głową Feliksiak — nikt...
— Co się rozklejasz, frajerze, — znowu prowokacyjnie odezwał się najstarszy z towarzystwa — sameś się zawsze przechwalał, że wszystkich dyrektorów masz w jednej kieszeni, a jak teraz co do czego przyszło, to dudy w miech. Idź do naczelnego i powiedz mu, że jak cię zpowrotem nie przyjmą to dopiero zobaczą. Jeszcze cię za inżyniera wezmą. Już oni muszą mieć przed tobą pietra.