Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stadem żadnemi uczuciami. To pozwala na osiągnięcie dystansu i perspektywy, dzięki którym widzi się iluzoryczność rzekomych trudności.
— Ergo decipiatur — powiedział i sięgnął po słuchawkę telefoniczną.
Blumkiewicz wysłuchał z uwagą i z nietajoną radością zawiadomienia, że Jachimowski musi być usunięty. Nie upłynęło pięć minut, gdy powrócił od pana Karola.
Powrócił z oznajmieniem, że prezes czeka i gotów jest przyjąć pana dyrektora natychmiast.
W dwadzieścia minut później Paweł wchodził do pokoju stryja.
— Blumkiewicz zakomunikował już ci, stryju, tę bardzo nieprzyjemną wiadomość. Osobiście nie spodziewałem się po Jachimowskim przesadnej uczciwości, jak to stryj zapewne pamięta.
— Czy nadużycia sięgają wysokich sum?
— Nie sądzę. Raczej należy przypuszczać że nie wybiegają poza kilkanaście tysięcy. Wezwałem Jachimowskiego i oświadczyłem mu, że oczywiście o jego dalszej współpracy w fabryce nie może być mowy.
— Czy nie jesteś zdania, że należy oddać sprawę władzom śledczym?
Paweł wzruszył ramionami:
— Wolałbym uniknąć rozgłosu. Samobójstwo ojca, a teraz ta historja to byłoby za dużo jak na okres kilku miesięcy.
— Masz rację — półgłosem odpowiedział pan Karol.
— Zresztą zobowiązałem Jachimowskiego do pokrycia malwersacyj — wydobył z kieszeni czek i pokazał go stryjowi — narazie wpłacił tytułem zwrotu dziesięć tysięcy złotych.
Pan Karol przymknął powieki i powiedział:
— Umiesz sobie dawać radę z ludźmi.
— Więc stryj w zasadzie akceptuje moje zarządzenie?... Nie trudziłbym tem stryja, gdyby chodziło