Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stronie Jachimowskiego i Pawła. Oni rzecz przeprowadzą, oni dadzą pieniądze, oni narażą się na ewentualne nieprzyjemności.
— My dwaj i tylko my. Przyznasz, że to musi nasunąć pytanie, z jakiej racji ktokolwiek poza nami, chociażby nam bliski, miał się dzielić z nami rezultatem?...
Jachimowski wyjął chusteczkę i obtarł pot z łysiny. Na jego twarzy koloru sera szwajcarskiego wystąpiły ceglaste wypieki.
— Nie będziemy zresztą łapać ryb przed niewodem — ciągnął Paweł — znajdziemy na to dość czasu później. Sądzę, że my potrafimy się porozumieć, jak myślisz?
— Myślę, że z ciebie jest djabelny gracz! — wypalił Jachimowski.
Paweł zaśmiał się skromnie:
— Mój drogi, dużo rzeczy nauczyłem się na zachodzie. Powiedziałeś „gracz“. Masz rację. Gracz! — zniżył głos — a czy ty wiesz, że tylko na grze wyrastają wielkie fortuny? Czy ty rozumiesz, że w dzisiejszych czasach kto nie gra, ten przez to samo skazuje się na przegraną, bo obok niego rosną miljony, a on nie przestaje być drobną rybką! Kiedyś opowiem ci, jak się te sprawy robią w bawełnie! Słuchaj! Nie lubię napróżno trudzić mózgu i tracić słów. Decyduj się. Nie zmuszam cię do tej spółki. Jeżeli odmówisz, nie będę miał do ciebie nawet żalu. Zdaję sobie sprawę z tego, że są natury niezdolne do większej gry. Idziesz ze mną?...
Jachimowski wytrzeszczył oczy i Paweł niemal fizycznie czuł na swojej twarzy jego rozpaczliwie badające spojrzenie, w którem malowała się zarówno nieprzeparta ochota, jak i obawa postawienia wszystkiego na jedną kartę. Obfity pot spływał mu po skroniach.
— A... czy dużo trzeba będzie... wyłożyć gotówki? — wybełkotał.