Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

fabryki i że ze swoich stu dziesięciu tysięcy dolarów nie zobaczy ani gronia.
— Tyle zapłaciła za udziały?
— Tak — z poufną miną zapewnił Tolewski i nagle odsunął się — ale ja panu dyrektorowi różne rzeczy takie opowiadam... Właściwie to mnie nie wolno...
Paweł roześmiał się:
— Tyle już mi pan opowiedział, że gdybym chciał zrobić coś za pańskiemi plecami, to i tak mógłbym. Powtarzam jednak, panie Tolewski, że nie jestem z tych i ręczę panu za dobry interes.
To przekonało Tolewskiego. Oświadczył, że nie żywi żadnych obaw, że na ludziach się zna, że widzi z kim ma do czynienia, i zaczął opowiadać szczegółowo o przebiegu tranzakcji i o obecnych niepokojach Wenzlowej.
W umyśle Pawła coraz wyraźniej krystalizował się plan działania. Rzecz była do zrobienia. Czasu wprawdzie zostawało niewiele, ale przy pewnym wysiłku można ułożyć.
Ze słów Tolewskiego wynikało, że Wenzlowa już jest nastraszona. Pozostawało zatem doprowadzić niepokój jej do takiego stanu, w jakim byłaby gotowa sprzedać udziały za najmniejszą kwotę. Dążyć do tego trzeba dwiema drogami: przedstawić jej w najgorszem świetle stan interesów fabryki i zademonstrować przed nią panikę udziałowców, usiłujących wyzbyć się udziałów.
Naturalnie na to wszystko trzeba jednak mieć pieniądze. Jeżeli stryj Karol nie da się naciągnąć na owe czterdzieści tysięcy — cała kombinacja okaże się nierealna. Nierealna, to jeszcze nie znaczy przegrana. Należy wówczas znaleźć inną. Tymczasem jednak, zważywszy wszystkie szanse, wolno było mieć nadzieję. Jeżeli nawet Krzysztof źle usposobi stryja, jeszcze nie będzie to powodem do rezygnacji. Paweł wypróbował już na stryju siłę argumentacji. Właściwie zupełnie niepotrzebnie zwrócił się tym razem do Krzy-