Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Otóż jest! Dlatego przyjechałem, dlatego przyszedłem do stryja. Ja zmuszę ich do zapłacenia przynajmniej połowy długu, a resztę sam zapłacę. Stryja nie będzie honor mego ojca kosztował ani jednego grosza.
— Jakże ich zmusisz? — niedowierzająco bąknął pan Karol.
— Jak zmuszę, to już moja sprawa. Nie chcę bynajmniej robić z tego przed stryjem tajemnicy, tylko nie uważam tego za istotną kwestję. Przedewszystkiem muszę stryjowi wytłumaczyć się z mego postępowania, które może wyglądać na nadużycie. Otóż najpierw zaznaczam, że nie zależy mnie wcale na faktycznem dyrektorstwie. Potrzebna mi jest tylko strona nominalna. Pozatem nie zamierzam wcale zbyt długo zajmować tego stanowiska.
— I ja tak sądzę — zimno powiedział chory — twoje urzędowanie zaczęło się dzisiaj i dzisiaj się skończyło. Jednak myślę, że wypadałoby ci być tak uprzejmym i łaskawie wyjaśnić motywy twego postępowania, które byłoby nadużyciem, gdyby nie przypominało operetki.
— Wesołe usposobienie — odpowiedział Paweł — jak widzę, nie opuszcza stryja. Ja jednak mam powody, by w tragedji mego rodzonego ojca nie doszukiwać się operetki.
— Nie przekręcaj moich intencyj. Mówiłem o tej szopce intronizacyjnej!
— Zaraz, stryju, czy stryj uważa, że moje przemówienie do kierowników było szopką? Może zaszkodziło firmie?
— Nie słyszałem go.
— Stryj miał relację. Więc?...
— Jakiem prawem to zrobiłeś?... Mniejsza o sens tego przemówienia. Było to bezprzykładne wdzieranie się w moje prawa! A w dodatku skompromitowałeś się, gdyż chyba ani na chwilę nie mogłeś przypuszczać,