Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/068

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gi, człowiek popełniający samobójstwo w tym wieku i w takich warunkach, musi być niespełna umysłu, bo tylko wyobraź sobie...
— Gdzie jest ten pakiet?... — przerwał Paweł.
— Mam go tu, w biurku — zerwała się pani Józefina — nikomu o nim nie wspominałam, bo byłam pewna, że przyjedziesz ty, mój najdroższy synku, i najlepiej będziesz wiedział, jak wszystko załatwić. Zdziś, sam wiesz, jest do niczego, a Hala poczciwa dziewczyna, ale o interesach pojęcia nie ma. Ludka zaś i jej mąż... nigdy do niego nie miałam zaufania. Zresztą oni wszyscy głowy potracili...
— Czy oni wiedzą, że mama po mnie depeszowała?
— Broń Boże.
— Zaraz, mamo, tylko dobrze nad tem się zastanów: — czy oni, no i stryj, mogą przypuszczać, że ja byłem gdzieś zagranicą?
— No, nie wiem — zawahała się — sądzę, że wogóle nic o tobie nie wiedzą. Nie interesowali się tobą wcale.
Paweł wstał i zaczął chodzić po pokoju. Wodziła za nim oczami, starając się ze ściągniętych brwi wyczytać jeżeli nie jego myśli, to przynajmniej wróżbę dla siebie i dla nich wszystkich. Ona jedna wierzyła wciąż w niego, a przecie sam fakt samobójstwa Wilhelma dość chyba wymownie świadczył, że są zrujnowani, że czeka ich nędza, może głód, a w każdym razie utrata pozycji towarzyskiej i społecznej. I jeżeli skąd można było oczekiwać ratunku, to tylko od Pawła.
— Słuchaj, mamo, — zatrzymał się przed nią — przedewszystkiem mój przyjazd był dla ciebie niespodzianką. Rozumiesz?... Nic o niczem nie wiedziałaś. Przypominasz sobie tylko, że w ostatnich czasach ojciec korespondował ze mną w jakiejś ważnej sprawie. Wysyłał listy do mnie zagranicę. Rozumiesz?
— Jakto? — zdziwiła się pani Józefina.