Strona:Booker T. Washington - Autobiografia Murzyna.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

swą własność, lecz nad tem, że rozstają się z tymi, których wychowywali i z którymi łączyły ich tak rozliczne węzły.
Najwyraźniej w tej chwili wraził się w moją pamięć jakiś obcy pan (urzędnik Stanów Zjednoczonych zapewne), który miał krótką przemowę i odczytał długi akt, ogłaszający zniesienie niewolnictwa. Po odczytaniu aktu oznajmiono nam, że jesteśmy wolni i możemy iść gdzie i kiedy zechcemy. Matka schyliła się i uściskała nas, a łzy radości płynęły po jej twarzy. Wytłómaczyła nam wszystko, mówiąc, że zawsze modliła się o nadejście tego dnia, i obawiała się, czy nastanie on za jej życia.
W pierwszych chwilach zawrzała szalona radość, dziękczynne modły i wybuchy niewymownego zapału. Nie było w tem wszystkiem ani śladu rozgoryczenia. Przeciwnie — niewolnicy czuli litość dla swoich dawnych panów.
Ale ta szalona radość oswobodzonych murzynów trwała tylko chwilę: po powrocie do chat zmieniło się ich usposobienie. Odpowiedzialność, jaką wolność prowadzi za sobą — konieczność radzenia sobie i dzieciom — zaczęły ich niepokoić. Podobni byli do dzieci dwunastoletnich, któreby puszczono w świat bez opieki, nakazując myśleć samym o sobie. Kilka godzin zaledwie wystarczyło na to, ażeby ich postawić oko w oko z życiowem zagadnieniem, które rasa anglo-saksońska od wieków uczyła się rozwiązywać: a mianowicie z kwestyą znalezienia mieszkania, wyboru rzemiosła, wykształcenia dzieci — a przytem obowiązki społeczne, konieczność utworzenia kościoła i utrzymywania go własnym kosztem.
Możnaż się zatem dziwić, że w ciągu kilku godzin radosne okrzyki ustąpiły miejsca uczuciu głębokiego zgnębienia w całej dzielnicy niewolników. Wolność teraz, gdy ją już otrzymali, wydawała się dla wielu z nich większym ciężarem, niż sobie wyobrażali.