Strona:Bolesław i Józefa Anc-Z lat nadziei i walki.djvu/083

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stawiającego żadnej zdobyczy, huknął na innych i naraz kilkunastu żołdaków tam się skupiło.
Odwrócili trupa twarzą do góry, dla bliższego rozpoznania, jakkolwiek niektórzy z góry zapewniali że musi to być buntowszczyk, kiedy jest nagi i pokłuty.
Nasi tu już byli, to widać — dodawali machając ręką, na znak, że nie warto się trudzić podnoszeniem trupa.
Podniesiono jednak ciało, a tak z młodzieńczej twarzy zabitego, jakoteż z jego długich włosów stanowczo orzekli, że to jest buntowszczyk.
Niewielka rana, okryta krwią skrzepłą, przeszywała pierś jego, która tak jak i twarz nie miała śladów trupiej siności — widocznie matka ziemia ciepłem swojem cząstkę życia jeszcze ocaliła.
Postanowili więc odejść, gdy jeden z tych barbarzyńców, przeklinając buntowszczyka, który już się ruszać nie mógł, pchnął trupa bagnetem.
Cichy jęk wydobył się z piersi nieboszczyka, co spowodowało zbója do zatrzymania się dla stwierdzenia, że życie jeszcze się kołatało w tem podziurawionem ciele. Wytłumaczył więc towarzyszom, że lepiej będzie widzianem przez naczalstwo, gdy przyniosą choćby trupa do ambulansu, bo dadzą tem dowód, że nie mieli strachu przed buntowszczykami.
Złożono umierającego na zaimprowizowanych noszach i orszak skierował się do posterunku ambulansowego.

∗                         ∗

W szpitalu cywilnym św. Aleksandra w Kielcach na przedmieściu Bożęckiem, ruch wielki i krętanina. Od dozorczyń w czepcach i wykwintnych czar-