Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/382

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ochota złożenia hołdu któremu z prelegentów w sali ustępowej.
Niema jednak złego, któreby nie wyszło na dobre. Gdybym nie należał do „galerników“ — nie wpadłbym na kilka cennych myśli, dotyczących „kwestyi kobiecej.“
Otóż rzecz się dzieje na galeryi. Jakaś młoda osoba siedzi na krześle, jej zaś salopa — leży na drugiem, obok stojącem.
Słyszę nagle szelest... Czy anioł przelatuje?... Tak jest, idzie rzeczywiście anioł ziemi: kobieta. Powiewna ta istota ma pewne wymagania z zakresu statyki, dostrzegłszy więc krzesełko z salopą, mówi do młodej osoby:
— Proszę usunąć salopę.
— Za pozwoleniem!... — odpowiada młoda osoba — to krzesło jest zapłacone.
— Tu są miejsca nienumerowane! — mówi znowu przybyła, usiłując śnieżną rączką zepchnąć nieszczęśliwą salopę i opanować punkt sporny.
— Ależ za pozwoleniem!... Za to krzesło ja zapłaciłam i zajęłam je dla kogoś innego...
Dama przybyła znowu mówi o miejscach nienumerowanych, znowu chce opanować krzesło, a wreszcie... szelest rozlega się powtórnie — anioł odleciał!...
Proszę mi powiedzieć, kto tu miał racyę? Wprawdzie wola przybyłej, jako kobiety, jest prawem dla świata; — młoda osoba jednak była również kobietą, również miała wolę i mogła prawa dyktować.