Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

już na ławie szkolnej, i manifestuje wielkim wstrętem do wszystkich nauk nie wyłączając matematyki i kaligrafii, a wielkiem zamiłowaniem do zbierania wytartych trzygroszniaków, kawałków szkła i starych pudełek.
Gdy archeolog amator kompletnie dojrzeje i poczyna robić studya na własną rękę, wówczas dopiero uwydatnia się bystrość jego obserwacyi i płodna fantazya. Gdziekolwiek stąpi, z pod nóg wyrastają mu kurhany. Zmurszałe szczątki mostów pod jego okiem zamieniają się w mieszkania nawodne. Głowa konia, zjedzonego przez wilki, staje się czaszką jaskiniowego jelenia, Chłopska piwnica na kartofle wyrasta do godności przedpotopowej mogiły. Kawałek krzemienia lub skorupa z rozbitej donicy, stają się wyrobami z epoki krzemiennej, a przydrożne pozostałości po pieszym wędrowcu drogocennemi koprolitami z tej epoki, w której jeszcze ziemia stanowiła rozpaloną kulę, a księżyc był zamieszkałym.
I dziwna rzecz! kiedy we wszystkich innych zawodach wielostronne ukształcenie naukowe przemaga, w jednym tylko zawodzie archeologa-amatora ukształcenie to staje się balastem, krępującym polot geniuszu. Im mniej balastu, tem więcej odkryć i większa wiara w ich doniosłość.
Precz z wołami! precz z krowami!... biada rzeźnikom i hodującym bydło na rzeź lub nabiał. Godzina taniości i ogólnego dobrobytu wybiła!
Wy, dla których wygranie krowy stanowi szczyt marzeń podczas loteryi w Saskim ogrodzie, ochłońcie z zapału! Bo i na cóż wam krowa? Po-