Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dna kufli i kieliszków nie studyuję, bo to nie mój rodzaj.
„Raz na rok bywam z żoną i dziećmi w letnim teatrze i to w pierwszych rzędach od nieba. Nie wdaję się też w żadne spacery, ani przyjęcia kosztowne.
„Lokal zajmuję o wiele mniej niż bardzo skromny; wikt — żal się Boże! — wystarcza na to tylko, aby wiatr człowieka nie przewrócił...
„Garderoba moja składa się z jednego codziennego i jednego paradnego garnituru, który mi na cztery lata wystarczyć musi. Garderoba mojej żony takoż — z dwu sukienek, które sama uszyła ze skromniutkiego materyału. Dzieciom także sama szyje, nicuje, farbuje, aż do strzępów...
„Nadto pracuję w lecie ośmnaście godzin, a w zimie ile dnia starczy. Mówią też powszechnie, że pięknie maluję (publika i pisma), a pomimo to, zebrałem w ciągu kilkunastu lat dwadzieścia sześć rubli, które w końcu trzeba było wydać na papu!...
„...My tak jesteśmy upośledzeni, że nawet gęby otworzyć nie można, wówczas, gdy komitet zachęty kupi obraz za połowę ceny — bo otrzymamy odpowiedź: To nie bierzcie!... komitet kupi co innego!... Mecenasi zaś sztuki modnym żargonem bębnią ci w uszy o tem, jak to za granicą pięknie i tanio malują!...
„Szczęśliwszy od nas żydek z Franciszkanów, który handluje czapkami, bo temu lada chłystek nie narzuci cen za robotę!...
„Otóż, mój panie radco, i ja na starość nie chciałbym zostać dziadem lub kataryniarzem, nie