Strona:Bolesław Prus-Przygody Stasia.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czynności. A mucha wciąż krążyła nad nim, choć się marszczył i pazury nadstawiał, i piszczała:
— Oj! ty!... ty!... kundlu jakiś, legarcie!...[1] Kazali ci dziecka pilnować, a ty się sam wysypiasz, próżniaku!...
I od tej chwili, koper i pietruszka, nać kartoflana, makówki i słoneczniki, wiatr na niebie, oddech śpiącego Stasia, bociany na szopie i młoty w kuźni, wszystko to w takt[2] szemrało:
— Leń Kurta!... leń Kurta... leń Kurta!...
Ale pracowity Kurta wyciągnął się pod gruszą i precz gonił zające!


∗             ∗

Gdy tak Staś i Kurta spali ładnie pod chuchaniem ciepłego wiatru, Szarakowa obrała liszki z kapusty, oporządziła buraki i poczęła rwać w przetak sałatę na obiad. Dobre to ziele żyło sobie w kącie sadu, przy chróścianym płocie, co biegł wzdłuż drogi. Gospodyni klękła nad niem ostrożnie i, wybierając młode listki, myślała: jak się też sałata ucieszy, kiedy ją w gorącej wodzie z kurzu omyją, poleją octem i słoniną okraszą?
Narwała już z pół przetaka, prawie tyle, ile było potrzeba, gdy na drodze rozległ się szmer drobnego, powłóczystego chodu i stukanie kija o ziemię. Jednocześnie usłyszała Szarakowa jakby rozmowę:

— Ustatkujesz ty się wkońcu, ha?... — pytał zmęczony głos niewieści.

  1. Legart = próżniak;
  2. w takt = w jednakowych odstępach czasu.