się tylko w marzeniu oderwanem od wszelkich podstaw rzeczywistości. Zanadto jest rozległe i ludne jakiekolwiekbądź państwo, aby można było myśleć o ścisłości rodzinnej jednakowej pomiędzy wszystkiemi członkami, i temi, co się znają i nie znają z sobą. Trzeba koniecznie wziąść mniejszą jednostkę zbiorową. I w tej mniejszej jednostce zbiorowej, która musi być mniejszą od gminy, nie zapobiegniemy temu, aby jedni pomiędzy sobą mniej się kochali a drudzy więcej, jeżeli i w nielicznej nawet rodzinie nie jest jednakowo równe pomiędzy wszystkiemi członkami przywiązanie.
Zastanówmy się teraz nad drugiem pytaniem: czy istotnie rodzina i własność zbiorowa stanowią dwa sprzeczne z sobą kierunki?
do niego należy, jeno tylko, że pierwszy lepszy z pomiędzy nich może być tak dobrze jego synem jak i inni. To zaś prowadzi do tego, że d.ieci te zarówno od wszystkich zaniedbywane być muszą.“....
„Obecnie każdy jest synem tylko jednego człowieka, dla drugiego jest bratem, dla trzeciego siostrzanem, dla czwartego swojakiem lub szwagrem, — stosownie do pokrewieństwa lub powinowactwa; w dalszych stosunkach ze współobywatelami dla jednego jest towarzyszem, dla drugiego ziomkiem (właściwie rodowiczem). Wszyscy oni, jakkolwiek nie w jednakowym stopniu pokrewieństwa są z nim połączeni, nazywają go na pewno i wyłącznie swoim. — W takiem rozumieniu zaiste być lepiej czyimś dalekim swojakiem, aniżeli w pierwszym wypadku jego synem.“
„Najważniejszy zarzut, który podobnemu ustrojowi (społeczeństwu strażników) uczynić należy, jest ten mianowicie, że wywrzeć musi wręcz przeciwne działanie temu, jakie osiągnąć powinny w państwie dobre prawa, i do czego zmierzał Sokrates (Plato), ustanawiając swój porządek. Powszechnie uznano, że jedność i przyjaźń obywateli pomiędzy sobą jest największem dobrem państwa, ponieważ zapewnia mu wewnętrzny spokój; Sokrates zaś, jak już o tem powiedziałem, wychwala nadewszystko takie państwo, w którem jedność jest najzupełniejsza. To zaś, mniema on, i istotnie, zdaje się, że tak jest, — można osiągnąć jeno tylko przez miłość i pokrewieństwo, — rozumiejąc miłość mniej więcej tak, jak ją przedstawia Arystofanes w swej księdze o miłości ( mowa o opowiadaniu Arystofanesa z Uczty Platona), gdy mówi, że pragnieniem ogniście zakochanych jest zrosnąć się, z dwóch osób jedne uczynić. W tym ostatnim wypadku, jeżeliby rzeczywiście tak się stało, nastąpiłaby zatrata obojga, i nie byłoby tam także jednego, któryby z nich powstać był powinien. W państwie Platona tymczasem pokrewieństwa na tak wielką liczbę osób rozciąga się, że wypływająca z niego miłość musi być bardzo oziębła, i nikt tam nie nazwie drugiego z prawdziwą serdeczną miłością synem albo ojcem swoim. Tak samo jak słodycz, jeżeli rozpuścimy ją w ogromnej ilości wody, utraca swój smak, i język przestaje czuć ją; tak samo z konieczności musi ostygnąć ta skłonność, jaka się opiera na