przerwaną płachtą aż do potoku Ruszkova dopływu rzeki Vissó, gdy niespodziany podmuch wiatru cofnął nieco mgły ku wschodowi i otworzył nam widok na drugą stronę śniegowego pola, które nas właśnie zatrzymało w pochodzie.
— Owce!... owce!... zawołaliśmy wszyscy prawie równocześnie; zatem i szałasy muszą być w pobliżu.
Ukryta dotychczas w nieprzebitej mgle, ukazała nam się rozległa, piękna połonina, rozciągająca się jakie sto metrów niżej naszego stanowiska. Odganiane wiatrem lekkie, na pół przeźroczyste opary, to napływały, to cofały się znowu, przebiegając w rozmaitych kierunkach po bujnej trawie, na której widzieliśmy zupełnie dokładnie wielkie stado owiec, jak pasło się spokojnie, jakby po górach nie chodziły teraz grad i ulewa. Dziwiła nas tylko mała ich ruchliwość, ale że widne były w znacznem zmniejszeniu wskutek odległości, więc i ich ruchy musiały uchodzić naszej uwadze tembardziej, że przesycone mgłą powietrze, nie było zupełnie przeźroczyste.
Gorączkowo więc poczęliśmy się oglądać za możliwem zejściem w dół po zboczu wysłanem śniegiem i głazami.
Wtem wiatr znów wzmógł się na chwilę, na dole poczęły mgły zbiegać się i cofać niby
Strona:Bolesław Błażek - Wakacye pod namiotami.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.
95
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/7/76/Boles%C5%82aw_B%C5%82a%C5%BCek_-_Wakacye_pod_namiotami.djvu/page109-1024px-Boles%C5%82aw_B%C5%82a%C5%BCek_-_Wakacye_pod_namiotami.djvu.jpg)