Strona:Bogusław Adamowicz - Tajemnica długiego i krótkiego życia.pdf/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w kwiecistych kląbach i zieleni, ukazał się pałac, iście królewski.
Z pałacu wychodził mężczyzna o szlachetnej twarzy i bardzo pięknie ubrany. Gdy ujrzał królewicza podążył ku niemu, i spojrzawszy mu w oczy jak dobremu przyjacielowi, przemówił z serdeczną swobodą:
— Widzę, że jesteś bardzo znużony podróżą, wędrowcze! Więc jeśli chcesz spocząć, to wejdź proszę i rozgość się u nas.
To mówiąc, ujął go śmiało za rękę i powiódł uprzejmie ku pałacowi. Jak zewnątrz pałac imponował okazałością, tak trudno byłoby się nie dziwić urządzeniom wnętrza tego budynku, który stanął przez czary — z jakiegoś niepojętego materyału. Dość, jeśli powiem, że dywany na ścianach wiszące utkane były z tych migotliwych arabesków, które na szybach okien w noc letnią tworzy cień liści kasztanów i drżący blask księżyca. Widocznie duchy wietrzyków cudem jakimś zdołały pozdejmować z szyb te nieuchwytne desenie, a pracowite sylfy nauczyły się pleść z nich kobierce....
Na uprzejme zaproszenie rozsiadł się gość na wspaniałych kobiercach, i kiedy ochłonąwszy nieco ze zdziwienia, chciał zebrać myśli, zdumienie jego jeszcze się wzmogło. Oto zasłony