Strona:Bogusław Adamowicz - Tajemnica długiego i krótkiego życia.pdf/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dookoła płonęły pochodnie, chociaż był dzień i świeciło słońce.
Ujrzawszy ją zadrżał — poraz pierwszy w życiu przejęty wielkiem wzruszeniem. I długo stał nieruchomy, i patrzył na nią, i nie mógł oderwać oczu.
Wieczorem dnia tego, gdy wrócił do domu, długo siedział milczący, z głową opartą na dłoniach.
Aż zapadła noc — ciemna i bezgwiazdzista.
Wówczas — jak gdyby usnął — wydało mu się, że opuszcza swoje mieszkanie, i lunatycznie zeszedłszy na dół ku gościńcowi, skręca znajomą, świeżo udeptaną w trawie ścieżką ku jakiejś wysokiej bramie z głazów... Że wchodzi przez nią do jakiegoś tajemniczego królestwa, przed którem zdejmuje go trwoga, i że tam chwiejnym krokiem błądzi śród pustych krużganków, pod szeregami posągów wyzierających z gęstwiny drzew ciemnych i nieruchomych, podobnych czarnym kolumnom lub obeliskom, że oglądając się trwożnie, jak złodziej, skrada się drżący — i oto usiłuje odważyć spiżowe drzwi jakiegoś złowrogiego pałacu, pełnego chłodu i milczenia... A serce mu biło jak młotem i uginały się kolana, jak gdyby pod grozą zbrodni.