Strona:Bogumił Hoff - Wyprawa po skarby w Tatrach.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie było innej rady, jak zadowolnić się maślanką, która rzeczywiście była wyborną.
Pawełek, spożywszy spory kawał sera i nie mało mleka, pożegnał nas, mimo namowy, ażeby też tu przenocował. Tłumaczył się, że koniecznie dziś jeszcze musi być w domu, gdyż jutro, zaraz z rana, musi stawić się do kopalni.
Podziękowałem mu więc szczerze za przysługę, którą mi tak chętnie wyświadczył i wynagrodziłem mu stracony zarobek. Pawełek odszedł. Zostałem zatem sam z Kasią. Wypytywała mi się ciekawie, gdzie chodziliśmy i po co, ale nie wydałem naszego sekretu. Siedziałem tak długo z Kasią tuż przy ogniu, a choć to już było bardzo późno, bawiła mnie ciągle rozmową. Tak nawet była gościnną, że przyniosła kawałek chleba, tłumacząc się, że dla tego go nie dała zaraz, gdyż na dwóchby nie wystarczyło, a ona więcej nie ma. „Nie, moja Kasiu, rzekłem, zatrzymaj go sobie, ja się obejdę bez chleba“. „Ale weźcie“, zachęcała; ukroiła mi potężny kawał i podając świeżutkie masło, rzekła: „Na jutro mi jeszcze trochę zostanie, a pojutrze gaździna przywiezie mi więcej.” Natura wymagała jednak swoich praw i mimo gościnności i uprzejmości Kasi, kleiły mi się oczy i oglądałem się, gdzie moją strudzoną osobę ułożę do spania. I na to Kasia znalazła radę, gdyż zestawiła mi bliżej ogniska dwie ławki, nasłała na nich siana, nawet przyniosła poduszkę i grubą płachtę do okrycia, a zasunąwszy drzwiczki, wskoczyła na swoją górkę życząc mi dobrej nocy.
Spałem pysznie i długo. Gdym się obudził, słońce świeciło już jasno przez szpary szałasu, ale Kasi nie było. Wstałem i wołałem na nią, sądząc, że może i ona jeszcze śpi na górze, nie otrzymałem jednak odpowiedzi. Wyszedłem więc z szałasu i rozkoszowałem się cudownym widokiem. Tymczasem nadeszła i Kasia, a witając mnie opowiadała, że już od godziny krowy wydoiła i wypędziła na paszę.
Na śniadanie przyniosła mi garnek świeżo udojonego mleka, przegotowała je i podała z chlebem i masłem.
Po skończonem śniadaniu chciałem się zabrać w dalszą drogę, ale Kasia zatrzymała mnie mówiąc: „Nie idźcie jeszcze.” „Dla czego, Kasiu? Ty masz swoją robotę, a ja muszę iść do domu.“ „Mnie się ta nie śpieszy, bo bydło się już pasie, a rada jestem kiedy kto tu zachodzi, bo calusieńkie lato sama jedna tu jestem.” „A nie boisz się tu sama?“ „Kogo się mam bać?“ „Złych ludzi.“ „Tu ich przecie niema.” „Zkąd możesz wiedzieć, mógłbym i ja być